czwartek, 30 września 2010

Rotolo di rucola a ricotta


Staram się ostatnio stawiać sobie  nowe cele i wyzwania i je realizować. Na pierwszy ogień poszło wyzwanie makaronowe, czyli własnoręczne przygotowanie makaronu.
Oczywiście, jak to ja, nie mogłam zacząć od zwykłego makaronu tylko od razu musiałam skoczyć na głęboką wodę i stąd powstało pyszne i efektowne danie zainspirowane książką Jamiego Olivera "Włoska wyprawa Jamiego". Przepis został przeze mnie zmodyfikowany i składniki zaproponowane przez Jamiego zmieniłam zgodnie z zasobami lodówki.
Jak to zwykle w życiu bywa okazało się, że strach ma wielkie oczy i nie ma się zupełnie czego bać! A potrwa pyszna i na pewno będę ją przygotowywać w różnych wersjach.

Rotolo di rucola a ricotta

Na ciasto makaronowe:
300 g mąki
3 jajka

Na nadzienie:
pesto z suszonych pomidorów
rukola 250 g
ricotta 250 g

Mąkę przesiewamy i usypujemy z niej kopczyk. W środek kopczyka wbijamy jajka i zagniatamy ok. 10 min gdy składniki się połączą zostawiamy ciasto pod przykryciem na ok. 30 min żeby odpoczęło.
W tym czasie myjemy rukolę i podsmażamy na maśle. Solimy i pieprzymy. Studzimy.
Ciasto rozwałkowujemy na ok. 3 mm, kładziemy na ściereczkę. Smarujemy pesto z suszonych pomidorów zostawiając jeden dłuższy brzeg nie posmarowany. Na cieście rozkładamy równomiernie rukolę i ricottę. Roladę zwijamy tak jak roladę biszkoptową od siebie, brzeg można posmarować wodą jeśli nie chce się skleić. Zwiniętą roladę zawijamy w ściereczkę, końce związujemy sznurkiem lub nitką. W dużym garnku najlepiej podłużnym zagotowujemy wodę i solimy. Wkładamy roladę tak aby cała była zanurzona w wodzie, jeśli część się wynurza należy obciążyć ją pokrywką lub talerzem. Gotujemy ok. 25 min. Wyjmujemy delikatnie rozwijamy ściereczkę, roladę kroimy w plastry polewamy stopionym masłem, posypujemy startym parmezanem lub innym serem.

Smacznego!

A wkrótce wyzwanie rybne!

poniedziałek, 27 września 2010

Pan de Horiadaki z oliwkami i czarnuszką -WP # 86



W tym tygodniu w Weekendowej Piekarni gospodarzy Oliwka vel Zaytoon, która zaproponowała dwa wypieki. Jednym z nich jest pan de Horiadaki z oliwkami i czarnuszką. Wspominając ostatnie wakacje w Grecji postanowiłam go przygotować. Miał to być także test dla mojego świeżo wyhodowanego zakwasu.

Chleb okazał się bardzo smaczny, o pięknych regularnych dziurkach. Wszystkim bardzo smakował także na pewno jeszcze go upiekę!

Pan de Horiadaki z oliwkami i czarnuszką
Zaczyn:
-20 g + 2 łyżki zakwasu (żytniego lub pszennego)
-70 g maki pszennej o dużej zawartości białka
-ok. 40 g wody

Ciasto właściwe:
-130 g zaczynu
-440 g mąki pszennej
-300 g wody
-10 g soli
-15 g cukru
-1 łyżka oliwy
-1/4 szklanki pokrojonych na ćwiartki oliwek
-garść czarnuszki (ja niestety nie miałam)

Wszystkie składniki zaczynu wymieszaj dokładnie łyżką. Miskę przykryj folią spożywczą i odstaw do wyrośnięcia na ok. 12 godzin (najlepiej na noc).

W dniu wypieku mąkę na ciasto właściwe wymieszaj z wodą i odstaw na 20 minut. Dodaj zaczyn i wyrabiaj ciasto około 10 minut, dodając stopniowo cukier, sól i oliwę. Kiedy będzie lśniące i gładkie, uformuj kulę i włóż ją do nasmarowanej oliwą miski. Przykryj i odstaw do wyrośnięcia na 3 godziny, w tym czasie mniej więcej co godzinę odgazowując ciasto (przebijając kulę i lekko wygniatając ciasto za każdym razem).
Kiedy ciasto przyrośnie mniej więcej dwukrotnie, jeszcze raz je zagnieć, dodając oliwki i czarnuszkę; uformuj okrągły bochenek (co nie jest łatwe, bo ciasto jest dość luźne). Ułóż go w wysmarowanej olejem lub wyłożonej pergaminem formie keksowej albo tortownicy. Formę szczelnie owiń folią spożywczą i odstaw, aż co najmniej trzykrotnie powiększy swoją objętość (musi podchodzić do krawędzi formy).
Piekarnik rozgrzej do 200 stopni. Wierzch wyrośniętego ciasta posmaruj oliwą i posyp dodatkowo czarnuszką. Piecz około 40 minut.
Smacznego!

czwartek, 23 września 2010

Houskovy knedlik


Co Wam się kojarzy z Republiką Czeską? Jozin z Bazin, film Sąsiedzi, piwo? tak to też, ale dla mnie jeszcze houskovy knedlik z gulaszem.  Od kiedy pierwszy raz spróbowałam knedlika, stałam się jego wielką fanką. Zazwyczaj jadłam go u Babci, która mieszkając w pobliżu granicy z Czechami mogła go z łatwością  kupić. Od kiedy nauczyłam się go robić mogę w każdej chwili, gdy tylko przyjdzie mi ochota i mam zapas nie zużytch bułek lub chleba, przygotować go w domu.


Knedlik

0,4 kg mąki
3 rohliki (najbardziej odpowiednie są nasze bułki kajzerki- 3 szt)
1 jajko
2,5 dag drożdży
1 szklanka mleka
1- 1,5 łyżeczki soli

Bułeczki kroimy w drobną kostkę. Z mleka, drożdży, łyżki cukru i 2 łyżek mąki przygotowujemy rozczyn. Do miski wsypujemy mąkę, bułeczki, sól. Dodajemy jajko, wlewamy podrośnięty rozczyn. Wyrabiamy ciasto. Odstawiamy na  2 godzin.

Po tym czasie formujemy knedlika - długą bułkę. Wkładamy ją do wrzątku i gotujemy przez 13 minut. Następnie knedlika odwracamy na drugą stronę i gotujemy kolejne 13 minut. Uwaga! knedlik rośnie podczas gotowania!
Wyciągamy z wody, kroimy na plastry. Podajemy z gulaszem, bitkami lub tylko z sosem. Jeśli od razu całego nie wykorzystamy, knedlik można powtórnie odgrzać na parze.

Smacznego!

poniedziałek, 20 września 2010

Cepeliny z grzybami

 

Chodzę wśród drzew, oczy przyzwyczajone do komputera i książek nareszcie odpoczywają. Jest tak zielono, brązowo, świeżo.... Wypatruję brązowych kapelusików kryjących się pod liśćmi paproci i wśród traw. Nie tak łatwo je odnaleźć siedzą sobie cichutko, przykryte kołderką i wcale nie zamierzają się same ujawnić. Na tym polega nasza zabawa w chowanego. Wiadomo one tak jak dzieci mają swoje ulubione kryjówki, ale nie rzadko, żeby nas zaskoczyć, pojawiają się w zupełnie innych miejscach.... Wracając z grzybobrania z jednym grzybkiem czy z całym koszem czujemy się szczęśliwi i wypoczęci, bo czyż jest coś przyjemniejszego niż obcowanie z Matką Naturą?

Tym razem wróciliśmy z pełnym koszem i reklamówką grzybów. Część zamroziłam (na zupę, farsz do uszek mrożone nadają się idealnie), część wysuszyłam, a z części zrobiłam cepeliny. Mam do nich absolutną słabość, może dlatego, że Mama pochodzi z Kresów, a może z uwagi na ich kształt, tak czy inaczej mogłabym je jeść o każdej porze!
 Cepeliny z grzybami

16 ziemniaków
2 łyżki mąki ziemniaczanej
ok. 10 dkg grzybów
cebula
sól, pieprz

4 ziemniaki gotujemy, przeciskamy przez praskę i studzimy. Resztę ziemniaków trzemy na tarce, aby nie ściemniały można posypać kwaskiem cytrynowym (ja lubię jak są szarawe).
Mieszamy ugotowane ziemniaki, z surowymi i dwiema łyżkami mąki ziemniaczanej, solimy. Cebulę kroimy w kostkę i podsmażamy na maśle. Grzyby oczyszczamy, kroimy i dodajemy do cebuli. Podsmażamy chwilę. Doprawiamy solą i pieprzem. Urywamy kawałek ciasta rozpłaszczamy na ręce, nakładamy farsz i zlepiamy cepelina, nadając mu charakterystyczny kształt.
Uwaga! łatwiej się lepi cepeliny gdy pomoczymy ręce zimną wodą.
Gotujemy lekko osoloną wodę, wrzucamy gotowe cepeliny i gotujemy aż wypłyną i następnie ponownie opadną na dno garnka - ok. 20 min. Podawać ze śmietaną lub z sosem grzybowym.

Cepeliny są świetne także na drugi dzień - należy je pokroić w plastry i podsmażyć na patelni lub podgrzać w garnku z wkładem do gotowania na parze.

Smacznego!



















sobota, 18 września 2010

Chleb na sodzie - WP # 85



Połóżcie go na progu lub stole kuchennym i nalejcie też trochę whisky jeśli was na to stać. Dzięki temu duchy nie będą kołatać w waszych domostwach.” („Woda różana i chleb na sodzie” Marsha Mehran)

W tym tygodniu w Weekendowej Piekarni rządzi mężczyzna. Kuba zaproponował chleb na sodzie. Jasne było, że go upiekę, coś jednak nie dawało mi spokoju. Gdzie ja go widziałam?
Dopiero gdy pachnący wyskoczył z piekarnika dotarło do mnie, że czytałam o nim w książce Marshy Mehran. Wiedzieliście, że oprócz walorów smakowych ma właściwości metafizyczne?

Chleb na sodzie

- 250 mąki pszennej typ 500
- 250g mąki pszennej razowej (lub 500g mąki typ 500)
- 100g płatków owsianych
- 1 łyżeczka sody oczyszczonej
- 1 łyżeczka soli
- 25 g miękkiego masła
- 500 ml maślanki lub kefiru


Suche składniki wymieszać w dużym naczyniu, dodać posiekane masło, wlać maślankę, wszystko szybko wymieszać. Nie wyrabiać długo, tylko do połączenia się składników. Uformować na blaszce w bochenek o średnicy około 20 cm. Na wierzchu zrobić mocne nacięcia na kształt krzyża.
Piec w temperaturze 190ºC przez 30 - 35 minut, aż bochenek uderzony od spodu wyda głuchy dźwięk. Jeśli jeszcze nie jest gotowy, można odwrócić do góry dnem i piec dodatkowe kilka minut. Studzić na kratce. Trzymać przykryty ręczniczkiem kuchennym. Podawać dzieląc na ćwiartki, a każdą ćwiartkę na pół, lub po prostu w kromkach

Smacznego!

piątek, 17 września 2010

Zabawa w lubienie

Dziś będzie o mnie, a konkretnie o tym co lubię! Do tej zabaw zaprosiła mnie Chantel za co bardzo dziekuję!

10 rzeczy, które lubię, kolejność przypadkowa!

1. Pisać bloga - zaczynając nie sądziłam, że będzie mi to sprawiało taką frajdę

2. Gotowanie - mieszanie, ugniatanie, wykrawanie, lepienie, smakowanie...

3. Koty - wszystkie duże i małe, a najbardziej mojego kota Pusię

4. Czytać książki - kucharskie, podróżnicze, ale nie tylko...

5. Morze Bałtyckie - zwłaszcza wielokilometrowe spacery "brzegiem morza do Niechorza"

6. Bycie rolnikiem amatorem - ogromną radość sprawia mi sianie, obserwacja jak roślinka kiełkuje, pielęgnowanie żeby rosła zdrowa i silna i oczywiście oczekiwanie na zbiory (aktualnie czekam na moje własne dynie)

7. Prowadzenie samochodu - bardzo to lubię i nie zgadzam się, że tylko mężczyźni są w tym dobrzy

8. Podróże

9. Filmy Woodego Allena

10. Konwalie


Zdjęcie pochodzi ze strony Wikipedia.

Miłego dnia!

czwartek, 16 września 2010

Pasztet z bakłażanów

Bakłażany to jedne z tych warzyw, które zawsze (o ile to możliwe z uwagi na porę roku) muszę mieć w domu. Stanowią składnik sosu do spaghetti, ratatouille, mousaki lub po prostu zastępują mi kotleta.

Zainspirowana akcją At ri postanowiłam wykorzystać bakłażany w mniej znany sposób tzn. jako składnik pasztetu.



Pasztet z bakłażanów

400 g bakłażanów
4 jajka
3/4 szklanki bułki tartej
1/2 szklanki tartego sera chevrette lub innego aromatycznego sera
1/2 szklanki oleju
3 ząbki czosnku
1 łyżka sambal oelek lub przecieru pomidorowego
1 łyżka sosu Worcestershire
2 łyżki posiekanej natki pietruszki
sól, pieprz

W misce mieszamy jajka, olej, bułkę tartą, ser, czosnek przeciśnięty przez praskę, oraz sambal oelek lub przecier pomidorowy (w zależności od tego czy chcemy ostrego posmaku w pasztecie), sos Worcestershire i pietruszkę. Bakłażany kroimy w kostkę, odkładamy jedną szklankę, a resztę dodajemy do masy jajecznej i miksujemy na pure. Dodajemy pozostałą część bakłażana i mieszamy. Doprawiamy do smaku. Przekładamy do formy wysmarowanej olejem i wyłożonej papierem do pieczenia (papier też smarujemy olejem). Pieczemy ok. 25 min, w piekarniku nagrzanym do 220 C. Patyczek wbity w gotowy pasztet musi być suchy. Można podawać jako samodzielne danie lub na kanapce np. z dodatkiem pesto.

Smacznego!

wtorek, 14 września 2010

Jesienne łowy

Ubieram się ciepło, bo choć jest wrzesień za oknem jest 10 stopni C, biorę parasol i ruszam na łowy.
Nie, nie zamierzam polować na niewinne zwierzęta. Chodzę między straganami i wypatruję pomarańczowych barw. Jest, są !

Zaczyna się pieczołowite wybieranie, dotykanie, obracanie. Nie może być za duża ani za mała, bez uszkodzeń, pleśniowych nalotów, zdrowa, pięknie pomarańczowa. Dynia.....
Poluję na dynię już od początku września. Łup stawiam na parapecie i podziwiam. Patrząc na dynię kombinuję co z niej zrobię: ciasto, zupę a może coś zupełnie innego. Czasem dynia stoi długo i czeka na swój czas, czasem znika ekspresowo. Tym razem dynia nie czekała długo. Gdy zrobiło się chłodno, od razu przyszła mi ochota na pyszną rozgrzewającą zupę dyniową. Ma cudowny aromat, a do tego rozweselający kolor. Koniecznie spróbujcie, a ja ponownie idę na łowy.


Zupa dyniowa

1,5 kg dyni
0,5 kg ziemniaków
3 szalotki
2 kostki rosołowe
1 litr wody
2 łyżeczki imbiru
2 łyżeczki gałki muszkatołowej
1 łyżka cukru brązowego
sok z jednej cytryny
sól, pieprz, olej

Dynię obieramy i kroimy w kostkę. Na patelnię wlewamy olej, podsmażamy na niej imbir i gałkę muszkatołową. Dodajemy dynię i obrane i pokrojone w kostkę ziemniaki. Podsmażamy krótko. Przekładamy wszytko do granka, zalewamy 1 litrem wody. Dodajemy kostki rosołowe i gotujemy ok. 30 min.  Dodajmy cukier i sok z cytryny, czekamy aż wystygnie. Miksujemy. Na koniec doprawiamy solą i pieprzem. Ja podaję tę zupę z potartym serem żółtym i grzankami z chleba.

Smacznego!

niedziela, 12 września 2010

Sałatka a'la lwowska

Drugi raz wstępuję do Baru Sałatkowego u Peli na sałatkę. Tym razem Pela zaproponowała sałatkę ze śledziem i choć muszę powiedzieć, że nie lubię śledzi, postanowiłam ją zrobić - w końcu ryby są zdrowe!

Sałatka a'la lwowska

3 płaty śledziowe w oleju (matiasy)
2 marchewki ugotowane w łupinach
3 ziemniaki ugotowane w łupinach
1 jabłko
2 ogórki kiszone
1 cebula
marynowane grzyby mun
1 duży burak ugotowany
sok z cytryny
szczypiorek
koperek
2 łyżki majonezu
3 łyżki jogurtu
sól, pieprz, cukier

Ziemniaki i marchewkę obieramy i kroimy w kostkę. Burak i jabłko trzemy na tarce na dużych oczkach. Kroimy w kostkę ogórki kiszone, cebulę kroimy w plasterki. Do miski wkładamy pokrojone warzywa, dodajemy grzyby mun i pokrojone w plastry śledzie. Szatkujemy szczypiorek i koperek. Mieszamy majonez, jogurt, sok z cytryny, trochę pieprzu, soli i cukru. Dodajemy do sałatki i mieszamy. 
P.S. Od siebie z rozpędu dodałam dwa jokery zamiast jednego.

Smacznego!

sobota, 11 września 2010

Co masz dzisiaj na lunch? Weekendowa Piekarnia # 84

Mamy z koleżanką od pewnego czasu nową tradycję. Codziennie (jesli się uda)  jemy razem lunch w pracy, ale nie jakieś tam zwykłe kanapki, tylko różne pyszności foccacie, placki, sałatki etc.
Nie było zatem możliwości żebym nie przygotowała propozycji Olciaky w Weekendowej Piekarnii. Wyrolowana kanapka okazała się absolutnym hitem lunchu w pracy.

Z samym wykonaniem miałam mały problem - przy tej ilości wody ciasto bardzo się klieło musiałam więc dodać więcej mąki. Po tym zabiegu ciasto nie sprawiało więcej problemów.


Wyrolowana kanapka

- 25 g świeżych drożdży (wystarczy 20 g)
- 1/2 l ciepłej wody (moim zdaniem, to za dużo)
- 500 g mąki pszennej (musiałam dość sporo dodać)
- 1/2 łyżki + 1 szczypta soli
- 1 łyżka oliwy
- po 150 g salami i mortadeli w plasterkach (u mnie szynka, cebula i pesto z suszonych pomidorów)
- po 150 g mozarelli i sera wędzonego w plasterkach
- 2 żółtka + 1 łyżeczka wody

W 1/2 l ciepłej wody rozpuścić drożdże. Wsypać 2/3 ilości mąki, sól (szczyptę odłożyć), dolać oliwę i wymieszać. Przykryć i odstawić na godzinę w ciepłe miejsce. Wyrośnięte ciasto przekłuć i wyrobić z pozostałą mąką. Rozwałkować na prostokąt o wymiarach 30x40 cm. Posypać szczyptą soli. Wędliny i sery pokroić na kawałki i ułożyć warstwami na cieście.
Ja dokonałam modyfikacji i dałam cebulę czerowną pokrojoną w palsterki, szynkę, pesto z suszonych pomidorów.
Całość zwinąć wzdłuż dłuższego boku w ciasną roladę. Dokładnie skleić końce, ułożyć na balsze wyłożonej pergaminem (jeżeli jest za długie, zwinąć w kształt półksiężyca). Posmarować rozmąconymi żółtkami i odstawić na 20 minut. Piec 25-30 minut w temp. 190 st, aż nabierze złotobrązowego koloru. Po wyjęciu z piekarnika odczekać kilka minut i pokroić na porcje (długości ok. 10 cm).


  Smacznego!

czwartek, 9 września 2010

Ciasto kakaowo - cukiniowe

Przyszła jesień – może nie ta kalendarzowa, ale patrząc za okno wydaje się, że jest środek listopada. Nieustannie pada, jest szaro i zimno. W taką pogodę czuję potrzebę zaszycia się pod kocem z ciekawą książką, gorąca czekoladą i kawałkiem aromatycznego ciasta, najlepiej też czekoladowego, w końcu dzięki czekoladzie wydzielają się endorfiny – hormony szczęścia! Nie wiem jak Wy ale ja ich bardzo potrzebuję w deszczowe dni.

Postanowiłam przygotować ciasto kakaowo - cukiniowe pocieszając się, że takie jest zdrowsze. Jest ono bardzo aromatyczne, kakaowe, lekko wilgotne. Nie bójcie się cukinii w zasadzie w nim nie czuć!



Ciasto kakaowo- cukiniowe

250 g cukinii
3 łyżki soku pomarańczowego
120 ml maślanki
250 g mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1/4 łyżeczki soli
1 łyżeczka mielonego cynamonu
1/2 łyżeczki mielonej gałki muszkatołowej
30 g kakao
3 jajka
180 g cukru
120 ml oleju słonecznikowego
120 g pokrojonych orzechów

Cukinie myjemy, obieramy i kroimy w plasterki. Wkładamy cukinię wraz z sokiem pomarańczowym do garnka i gotujemy ok. 5 min. Następnie miksujemy i mieszamy z maślanką.
W misce mieszamy mąkę z kakao, proszkiem do pieczenia, sodą oczyszczoną i przyprawami. W osobnej misce mieszamy jajka z cukrem i olejem. Masę jajeczną dodajemy do mąki i mieszamy. Na końcu dodajemy cukinię z maślanką. Przelewamy do formy nasmarowanej tłuszczem i posypanej bułką tartą i wkładamy do piekarnika nagrzanego do 180°C na ok. 40 min. Sprawdzamy czy ciasto jest gotowe poprzez wbicie w niego patyczka - powinien być suchy.

Smacznego! 

poniedziałek, 6 września 2010

Vienna Bread - Weekendowa Piekarnia #83


W ten weekend zostałam pierwszakiem w Weekendowej Piekarni. Piekłam już wcześniej chleby, ale nigdy wspólnie z innymi blogerkami. Do wyboru była dwa chlebki i choć oba mnie kusiły zdecydowałam się na Vienna Bread (głównie dlatego, że nie miałam białego zaczynu zakwasowego nie posiadałam). Chlebek jest bardzo prosty w wykonaniu, wyrabia się go szybko, ciasto jest elastyczne i nie klei się do rąk. W smaku chlebek jest delikatnie mleczno - maślany, po prostu pyszny! Moja modyfikacja polegała na tym, że upiekłam chleb w garnku rzymskim.


Vienna Bread
(4 niewielkie bochenki)


Składniki:
30 g świeżych drożdży
525 ml bardzo zimnej wody
900 g białej mąki chlebowej
1 łyżka soli
30 g mleka w proszku
30 g masła




Przygotowanie: Mleko w proszku wymieszać z mąką, dodać sól, następnie masło. Zrobić w środku dołek i dodać rozpuszczone w wodzie drożdże. Wymieszać. Następnie przenieść na oprószony mąką blat i zagniatać przez co najmniej 10 minut. Przełożyć ciasto do naoliwionej miski, przykryć folią kuchenną i odstawić w ciepłe miejsce na 3 godziny.

Ja w tym momencie przełożyłam ciasto do garnka rzymskiego i pozwoliłam mu w nim rosnąć, w nim też piekłam chleb. Jeśli jednak chcecie formować bochenki trzeba postępować zgodnie z instrukcjami poniżej.

W tym czasie, ciasto co godzinę należy przebić, odgazować. Gdy ciasto jest gotowe, podzielić na cztery kawałki, ukształtować z każdego kulę, przykryć i zostawić do odpoczynku, na 15 minut. Następnie uformować podłużne bochenki, ułożyć na wysmarowanej olejem blasze do pieczenia, złączeniem w dół albo przełożyć do omączonego koszyka, lub ułożyć pomiędzy płótnem piekarskim, złączeniem w górę. Lekko posmarować oliwą, przykryć folią i odstawić do wyrośnięcia w bardzo ciepłym miejscu, na około godzinę.
Nagrzać piekarnik do 230C. Kiedy chleby podwoją objętość, naciąć i piec przez około 20 minut. Przez pierwsze 5 minut co najmniej trzy razy rozpylać parę. Jeśli po 20 minutach chleb nie będzie zrumieniony i ostukany od spodu nie będzie wydawać głuchego odgłosu, należy dopiekać przez kolejne 10-15 minut. Studzić na kratce.


Smacznego!

niedziela, 5 września 2010

Sałatka z kurczaka z winogronami i morelami


Uwielbiam sałatki, musiałam się zatem przyłączyć do Baru Sałatkowego u Peli, jest to mój debiut - mam jednak nadzieję, że zagoszczę w barze na dłużej.

Pela podała składniki sałatki i sosu pozwalając nam uczestnikom na własne wariacje na ich temat.

Oto moja propozycja:

Sałatka z kurczaka z winogronami i morelami

sałata
1 pierś z kurczaka
4 morele
1 kiść winogron
mały kawałek sera koziego Chevrette - zastąpiłam nim seler naciowy

Na sos:
5 łyżek jogurtu naturalnego
1 łyżeczka miodu
1 łyżeczka majonezu
sok z cytryny
1 suszona papryczka peperoncino
sól, pieprz

Sałatę myjemy i rwiemy na mniejsze kawałki, na patelni grillowej opiekamy posoloną i popieprzoną pierś z kurczaka oraz przepołowione i wypestkowane morele. Gdy morele się gotowe zdejmujemy z patelni i kroimy na mniejsze kawałki. Gdy pierś z kurczaka jest upieczona z obu stron, kroimy ją na kawałki. Do miski z sałatką wkładamy kurczaka, morele i przepołowione winogrona oraz bardzo chude plasterki sera koziego. Robimy sos: mieszamy jogurt, majonez, miód, sok z cytryn i peperoncino. Całość mieszamy. Na koniec można jeszcze doprawić solą i pieprzem jeśli jest to konieczne.

Smacznego!

sobota, 4 września 2010

Ser

"Pij mleko będziesz wielki" - mleko? Czy aby na pewno to co producenci oferują nam w kartonach lub butelkach z kilku miesięcznym terminem przydatności, 2 % i mniej, UHT, homogenizowane etc. - to jest jeszcze mleko?

Od pewnego czasu uważam, że nie! Nie smakowała mi ta biała woda i szczerze mówiąc wolałam jej nie pić. Ale skąd wziąć pyszne, tłuste, smaczne, pachnące mleko od krowy? Zwłaszcza gdy, tak jak ja, mieszka się w mieście?

Nie wiecie? Z mlekomatu!
Mlekomaty w końcu do nas zawitały, pierwszy pojawił się w Cieszynie, kolejny w Tarnowskich Górach.
Jest to maszyna, do której rolnik samodzielnie przywozi mleko od swoich krów, wlewa, maszyna chłodzi mleko i miesza, żeby nie zrobiła się śmietanka. Mlekomat jest bardzo podobny do automatu na napoje czy batoniki. Wrzuca się monetę i wyskakuje butelka o pojemności wybranej przez nas. Następnie wkłada się butelkę w odpowiednie miejsce i wrzuca się monetę. Butelka jest wyparzana i nalewa się do niej odpowiednia ilość mleka.


Nie jest to mleko tanie bo litr kosztuje 3 zł, ale moim zdaniem jest ono warte tej ceny. Smakuje jak mleko, a gdy trochę postoi to nie zaczyna śmierdzieć jak te z kartonu a po prostu robi się zsiadłe.

Po pierwszym łyku  mleka z mlekomatu zrozumiałam dlaczego nie mogłam pić tego z kartonu czy butelki, nawet tych "świeżych". Te mlekopodobne produkty już bardzo daleko odeszły w smaku od prawdziwego mleka.

Mleko z mlekomatu idealnie nadaje się na zsiadłe, do wypicia lub na ser. Ja postanowiłam spróbować zrobić ser korzystając z przepisu Olgi.

Ser koryciński
 (u mnie)
2 litry mleka
1 łyżka kefiru
4-6 kropel podpuszczki rozmieszanej w małej ilości wody

Mleko zagotowujemy do temp. ok. 38 ºC, wlewamy do garnka z mlekiem rozmieszaną w wodzie podpuszczkę i odstawiamy na 30 min. Po tym czasie utworzy się skrzep, który kroimy na małe kawałki i znowu odstawiamy na 30 min. Następnie przekładamy skrzep do sitka wyłożonego gazą lub tkaniną serowarską i czekamy aż odcieknie. Po ok. 1 h wyjmujemy gazę, odwracamy ser i ponownie wkładamy do sitka. Odwracamy co ok. 2 h. Ser powinien tak odciekać ok. 20 h. Gdy uznamy, że jest wystarczająco twardy wkładamy go do solanki - ja do 1/2 litra wody wsypałam 100 g soli i żeby nie był za słony moczyłam ok. 4 h.

Smacznego!

czwartek, 2 września 2010

Lawendowy creme brulee



Uwielbiam lawendę, pięknie wygląda i pachnie, a jakby tego jeszcze było mało ma wszechstronne zastosowanie. W kosmetykach, czekoladzie, do ozdoby….

W kuchni też się sprawdza.

A gdyby tak dodać ją do creme brulee? Dodałam i wiecie co? Okazało się, że to strzał w dziesiątkę. Creme brulee przejmuje aromat lawendy i przez to staje się deserem bardzo intrygującym.
 
Lawendowy creme brulee
 
200 ml śmietny kremówki
2 żółtka
50 gr cukru
lawenda (listki i kwiatki)
cukier brązowy
 
Żótka ucieramy z cukrem do momentu gdy będą blado żółte i po podniesieniu łyżki będą cienką wstążką spadać do miski. Kremówkę podgrzewamy z lawendą. Następnie wlewamy śmietanę cieńką stróżką do żółtek intensywnie mieszając. Stawiamy garnek z powstałą mieszaniną na palnik i pogrzewamy cały czas mieszając. Uwaga! Nie można zagotować.
Gdy creme brulee wystraczająco zgęstnieje, przecedzamy przez sitko do małych naczynek, w których zamierzamy creme brulee podać. Gdy ostygnie, przykrywamy folią spożywczą i schładzamy w lodówce przez kilka godzin. Tuż przed podaniem posypujemy cukrem brązowym i przypalamy palnikiem gazowym aż do utworzenia delikatnej skorupki.
 
Smacznego!